sobota, 16 stycznia 2016

Misja drużyny 986

-Proszę Trudi.- podała mi kartkę Patrycja.

Wzięłam od niej papier, przeczytałam i zamarłam. To jest nie możliwe! Sprawdziłam jeszcze raz dla jakiej grupy jest ta misja. Może źle przeczytałam, biorąc pod uwagę  słabe oświetlenie stołówki. Niestety wszystko się zgadzało. Ale…..to nie możliwe.

-Pa-Patrycja to na pewno nasze zadanie?

-Tak, sam szef kazał mi je wam dać.- potwierdziła niebieskooka.

-Ale coś jest nie tak z tym zadaniem?- dopytywał się Choli.
Jednak zignorowałam jego wypowiedź i pobiegłam do szefa.

-Szefie! Zaszła jakaś pomyłka! Dostaliśmy nie to zadanie.

-Trudi, to na pewno wasze zadanie sam je wam przydzieliłem.- uśmiechnął się do mnie

-Ale, my nie damy rady! Do tej pory mieliśmy łatwiejsze, z których ledwo wychodziliśmy cało. Może ugotujemy obiad?

-Po raz 20? Nie, dzisiaj gotują elfy- bleee dzisiaj będzie zielenina, ale nie to było teraz problemem.

-Truuudi! O co chodzi z tym zdaniem?- dopytywał się Choli.
-Sam zobacz.- podałam mu kartkę.
Przeczytał i uśmiechnął się się do mnie.

-No, wreszcie jakaś porządna misja!- wyrwałam mu papier z rąk.

-Jaka porządna?! To jest niebezpieczne!

-Przesadzasz. Myślę, że wzięcie jakiegoś skrawka kamienia jest banalne.

-Nie jakiegoś, tylko ferylu- przerwał nam szef- to najpotężniejszy kryształ  jaki istnieje. Magia w nim zawarta ma taką moc, że spełni jedno życzenie. Może cofnąć czas, a nawet wskrzesić zmarłych

-Widzisz? To bardzo korzystne mieć ten kamień.

-Ale- znów zaczął nasz szefunio- nie tylko my go chcemy. Istnieją również inne pozostałości potworów, które chcą przywrócić swoją pełną moc.  Jest to tylko jeden ze skrawków , lecz inni potrafią zabijać, aby go zdobyć.
Choli natychmiast zbladł. Wreszcie zrozumiał powagę sytuacji.

-Widzisz? Ta misja jest niebezpieczna!

-Trudi, zdaje sobie sprawę, że uchodzicie ledwo  z życiem na misjach, ale ja  prostu wiem, że dacie rade.- uśmiechnął się do nas szef.

-Ale..

-Nie ma „ale”, po prostu dacie rade.- rzekł i odszedł. Tak po prostu.

-Siostrzyczko!

-Trudi!- już słyszałam  wołania reszty grupy.

-O co chodzi z tym zadaniem?- zapytał Feliks.

-Mamy znaleźć skrawek jakiegoś magicznego kamienia.- odpowiedziałam.

-A gdzie mamy go szukać?- spojrzałam na kartkę.

-Obiekt znajduję się w Polsce, gdzieś w naszej okolicy, znacie ten ogromny las w jednej dzielnicy naszego miasta?

-Tak.- przytaknęli.

-Tam gdzieś ukryty jest ten skrawek.

-Ale jak mamy go znaleźć?- zapytał szatyn. W sumie też nie wiedziałam. Hm…..ale Feliks jest elfem powinien wyczuć magię kamienia!

-Feliks jest przecież elfem, może wyczuć energię kamienia.- spojrzałam na białowłosego.

-A-ale Trudi, ja nie potrafię nawet uleczać!- spojrzał na mnie ze strachem.

-Uleczanie nie ma nic do rzeczy. Potrafisz wyczuć magię prawda?

-N-No tak- odpowiedział złotookki.

-Tyle nam wystarczy. Pojedziemy, weźmiemy kawałek kamienia, oddamy szefowi i tyle. Nie możemy się niepotrzebnie narażać- teraz spojrzałam na dzieciaki- Maćku i Iciu macie się trzymać razem i blisko nas, jakby nas ktoś zaatakował to macie pełne pozwolenie na użycie swych mocy.

-Nawet mogę ich pogryźć?- spytał chłopczyk.

-Ty wtedy masz ich pogryźć.

-A ja mogę im wyssać krew?- spojrzała na mnie blondyneczka.

-Skarbie, wiesz co hamuj się z tym, ale jeśli będą atakować, a ty nie będziesz miała wyjścia to możesz. Ale tylko trochę dobra?

-No…dobra.- opowiedziała trochę naburmuszona Icia.

-Choli, w razie niebezpieczeństwa, bierzesz kamień i uciekasz jak najdalej możesz. Zostawiasz nas, damy sobie radę, więc się nie martw.- poklepałam go przyjacielsko po plecach.

-Siostrzyczko, a mogę to być ja? To ja jestem wilkiem, a Choli jest przecież kundlem.- Maciek ty naprawdę musisz przy każdej okazji dokuczać mu?

-Ty mały! Ja nie jestem jakimś kundlem, tylko psem dingo!- już widziałam w jego oczach rządzę mordu.

-Pies to pies, a ja i tak jestem lepszy.- powiedział z wyższością chłopiec.

-Niby dlaczego?!

-Bo jestem wilkiem syberyjskim, a nie jak ty jakimś dingo.- teraz naważył sobie piwa.

-Czekaj niech tylko cię złapię!- już chciał go łapać, ale nie chciałam się z nimi użerać.

-Dzieci!- spojrzeli w moją stronę.- Nie czas na takie zabawy. I nie, nie możesz biec za Choliego, ponieważ niedawno twoja forma przypominała jeszcze szczeniaka, a teraz i tak urosłeś tylko trochę.- chłopczyk tylko przewrócił oczami i mruknął coś pod nosem.

-Feliks zostało nam trochę kasy z poprzednich misji?

-Tylko 30 złotych.

-To starczy nam na bilety I coś do jedzenia.

-A kiedy ruszamy? – zapytał Choli.

-Najlepiej od razu. Chcę to mieć już z głowy.- odpowiedziałam i westchnęłam. Pierwsza jakaś ważna misja, a może raczej niebezpieczna?

-Hej! Beznadziejna drużyno!- zawołał pewien wampir .
Ludzie jak ja go nie lubiłam. Ciągle się wywyższał, bo był najlepszy z grona wampirów. Miał stałe miejsce na podium w rankingu, jednak zawsze konkurował z Patrycją. Był pieprzonym egoistą i samolubem, zdarzało mu się również stany samouwielbienia.

-Czego Kamil?- Odwróciłam się w strone czarnowłosego.

-Ponoć wyruszacie na jakąś ważną misję, ale nie liczcie na podniesienie się waszego rankingu. Uważam, że nawet nie wyjdziecie z tego żywi.- W jego fioletowych oczach było widać pogardę. Trzymajcie mnie!

-Przepraszam, ale czy pan bufon może mi zaprzestać dzielenia się  swoimi spekulacjami? Nas nie obchodzi ranking, chcemy wykonać tą misję i mieć spokój .- widać, że moja odpowiedz na jego zaczepki się nie spodobała, ponieważ  mruknął coś pod nosem i odszedł.

-Wam też się wydaje, że za każdym razem próbuje nas jeszcze bardziej zdenerwować? –zapytał Feliks.

-Elfiku ty mój kochany, ON to robi, ale z marnym skutkiem.

-Możemy już iść?-  zapytał Maciek.

-Tak. Po drodze kupimy jedzenie i jedziemy, okej?- na odpowiedz przytaknęli.

Tak po 3 trzech godzinach byliśmy gotowi. Zabraliśmy to co nam potrzebne miedzy innymi liny, apteczkę, zioła, jakieś tam jedzenie , pistolet i dwa miecze. Na pytanie po co nam broń odpowiadam tak: Przecież ja nie mam żadnej mocy, więc nici z walki, a to biorę tylko do obrony. Feliks wziął jeszcze swój łuk i strzały oraz krótki mieczyk.
W tej chwili czekaliśmy na autobus. Spojrzałam na moją drużynę i westchnęłam. Maciek znowu wkurzał Choliego, a Icia im obojgu dogryzała. Natomiast Feliks udawał jakby go tu nie było. Takie zachowanie to u nich  to rutyna. Czasami czułam się jak ich matka,  która mówi „Uspokójcie się wszyscy”  albo „Feliks nie stój jak kołek tylko chodź!”Szkoda, że nie mogę dostać na nich urlopu macierzyńskiego, przydałbym się. Mozę wtedy bym poczytałam książki, pouczyła się czegoś. Szkołę przerwałam na etapie 1 klasy gimnazjum. Mineły już 3 lata. Nie tęsknie za szkołą. Nie miałam tam przyjaciół, a moją edukacją zajmuję się osobiście szef. Ci którzy nie mają możliwości lub chęci chodzenia do szkoły są uczeni przez Michaszka, naszego kochanego szefuńcia. Mi okurat to pasuje.

-Ziemia do Trudi. Autobus już przyjechał.- machał mi ręką przed twarzą psołak.- Zamyśliłaś się czy jak?

-Trochę, ale wsiadajmy do naszego transportu zanim nam odjedzie.

-Do mopomobila!- zawołał szatyn.
Wsialiśmy do autobusu. Siadłam przy oknie i zaczełam obserwować krajobraz. Zawsze tak robiłem, al. Najczęściej gubiłam się we własnych myślach. Bo to była  jedyna chwila, w której mogłam spokojnie myśleć. Po 15 minutach byliśmy na miejscu.

-Feliks możesz już zacząć namierzanie tego kamienia?- spytałam białowłosego.

-P-pewnie .- jego oczy stały się bardziej wyraziste, a uszy spiczaste. Zamknął oczy i palcem wskazał nam kierunek.
Podążyliśmy zanim, mijając co chwile jakieś drzewa z kolorowymi liśćmi, bo przecież mamy jesień. Zawsze lubiłam patrzeć na te wszystkie kolory. O tej porze jak byłam mała to w sierocińcu zbierałam kasztany i robiłam z nich ludziki, ach te dzieciństwo było tak pięknie. Jednak wspominki muszę zostawić sobie na później, bo nasza kochana banda idiotów znów się kłóci.

-…..na pewno pierwszy dokopie się do kryształu!- krzyknął Maciek.

-Nie ma szans młody, do mnie brakuje ci przeszło 100 lat.- zachichotał Choli.

-Wcale nie! Wiadomo, że wilki są lepsze od psów!

-Ale chyba nie szczeniaki! A poza tym ja mam jeszcze takie cos jak doświadczenie.

-Taa? A ja mam…- czy oni kiedyś przestaną się kłócić?

-Icia o co znowu poszło?- spytałam się czerwonookiej dziewczynki.

-Nasz „kochany” wilczek zaczął się przechwalać przed pieskiem, że szybciej wykopie feryl.- powiedziała beznamiętnie blondynka.

-O rany oni się chyba o wszystko kłócą……..

-Masz rację siostrzyczko raz się kłócili o to kto szybciej obierze marchewkę, a i tak ja wygrałam!- posłała mi dziewczynka swój piękny uśmiech.

-To tu.- powiedział nagle Feliks i wskazał na wielką polane przed nami, nic tam nie rosło oprócz trawy i jakiegoś drzewa pośrodku o ….złotych liściach?

-Musimy przekopywać całą polane? Zajmie nam to wieczność!- narzekał szatyn.

- Jest zakopany pod tym drzewem na środku, ale musimy uważać, bo od tej rośliny też emituje magia i nie mam pojęcia dlaczego. Mogę spróbować strzelić w to drzewo i sprawdzimy czy zareaguje.

-Dobra, Feliks zdaje się na ciebie. Po strzale obmyślimy resztę.
Feliks wziął do ręki swoje strzały i swój drewniany łuk z widoczną wyciętą literą „F”. Po chwili przy mierzył i…. niestety spudłował. Przeklął pod nosem i zabrał się zad rugi strzał. Tym razem trafił. Drzewo poruszyło się i wydobyło z siebie jakiś dźwięk? To na pewno nie była niegroźna roślinka.

-To tak…..wiemy, że te drzewo jest żywe może się poruszać. W każdym razie robimy tak ja, Feliks i Icia idziemy zająć czymś te drzewo, a Choli i Maciek obchodzą to z drugiej strony, kopią i próbują znaleźć feryl. Zrozumieli? Idziemy!

Ruszyliśmy, nasza trójka biegła ku drzewu. Zbliżając się do niego zauważyłam, że  w stadku niego znajduje fioletowe kula światła. Stanęliśmy, a roślina zaświeciła jeszcze bardziej światłem, zaś niebo pociemniało i zawiał silny, zimny wiatr. Jej gałęzie ruszyły na nas, jednak byliśmy przygotowani. Wyjęłam swój miecz i rozpoczęłam atak. Zgrabnie udaje mi się uniknąć ciosy przeciwnika i odcinanie gałęzi. Spojrzałam na resztę by upewnić sę czy sobie radzą. Wampirka bez większego trudu unikała ataków, Feliks natomiast starał się zaatakować drzewo. Niestety nie udało mu się to. Kiedy walczył jedna z pnączy pojawiła się za nim. Ruszałam ku mojemu towarzyszowi, przecież jak złapie go ta roślina to go zabije! Odepchnęłam elfa z zasięgu drzewa, ale niestety to coś złapało  mnie. Pnącze owinęło się wokół mojego ciała i zaczęło ściskać.

-Trudi!- krzyknęli moi towarzysze.

Nie widziałam drogi ratunku. Mój miecz upuściłam, moja drużyna starała się do mnie dotrzeć ,ale bez skutku, kolejne gałęzie ich atakowały. Powoli zaczyna mi brakować powietrza.

-B-boli- wyszeptałam.

Muszę wytrzymać tyle się da. Niestety teraz muszę liczyć na cud, który mnie uratuje. Dlatego muszę wytrzymać, bo nie mam zamiaru umierać tu i teraz.
W ostatniej chwili roślina się rozluźniła, a ja spadłam na ziemię. Zawładną mną kaszel i próby wzięcia głębokich oddechów.  Następnie  wstałam i zaskoczona spojrzałam na miejsce gdzie powinno stać drzewo. Tam natomiast nie było już nic oprócz kurzu i popiołów. Naszą uwagę jednak przykuł wpółprześroczysty mężczyzna. Emitował blodofioletowym światłem i był ubrany w mundur, prawdopodobnie z czasów drugiej wojny światowej. Nie ma wątpliwości, to był duch.

-Dziękuje, przepraszam i dziękuje.- usłyszeliśmy jedynie szepty byłego żołnierza zanim  jego postać się rozpłynęła.

-O-okej, t-to było dziwne.- skomentowała Icia.

-Nawet bardzo.- odpowiedział Feiks.

Zaczęłam się rozglądać za pozostałymi członkami grupy, oni natomiast biegli w swojej formie do nas. W pysku psołaka dostrzegłam kawałek fioletowego kryształu . Tak! Udało się im!
Choli znów przemienił się w człowieka i podbiegł do nas.

-Udało nam się, było ciężko, ale udało nam się!- powiedział piwnooki.

-Nam? Chyba mi! To ja się pofatygowałem i więzłem kryształ.- skomentował Maciek

-Pragnę ci przypomnieć, że ja oberwałem od korzenia i poleciałem kilka metrów do tyłu!- zaczął kłócić się szatyn.

-Ale to jednak ja wziąłem kamień, czyli to ja jakby wykonałem zadanie.

-Zrobiliśmy to razem! Ja wykopałem dół.

-Ale to ja….- chłopiec nie dokończył, ponieważ zauważył moje gromiące spojrzenie.- NO dobra….. razem to zrobiliśmy. Zrobię ci tą satysfakcję psino.- powiedział Maciek i pokazał język do Choliego.

-Ach ty dzieciaku jak ja cię zaraz dopad….. auł!- uderzyłam szatyna w tył głowy- za co to?!- spojrzał na mnie z wyrzutem.

-Za zachowywanie się jak dzieci. A teraz musimy zmiatać do domu za nim coś nas znowu zaskoczy.- powiedział i odebrałam kawałek kryształy z rąk szatyna.- W sumie zastanawiam się dlaczego nadal jest ciemno, przecież dopiero mamy 15.

-Chętnie ci wyjaśnię~- usłyszeliśmy dźwięczny głos .
Odwróciłam się , a na drzewie siedział kobieta. Jej kruczoczarne włosy były targane przez wiatr, tak samo jak jej fioletową suknią. Natomiast na jej bladej twarzy wykwił szeroki, wręcz szalony uśmiech.

-Wyjaśnię ci, ale- jej zimne, niebieskie oczy przeszyły mnie- Odaj mi ten kryształ~.- powiedziała i porzeszyła uśmiech.

I co teraz mamy zrobić?

piątek, 14 sierpnia 2015

To tylko początek...


#_#
Wiiitam was kolorowe miśki w świecie Małego kilerka^^! To jest te obiecane "coś", po okładce. Nie wiedziałam jak to nazwać, więc niech to będzie "To tylko początek...". przypominam, że czekam na komentarze z opinią (krytykę też zniosę). Nie będę wa już przedłużać. Miłego czytania kolorowe miśki ^^!
Mały kilerek~
#_#



Biegnę przez ciemny las, a za mną moi bracia. Gonią nas potwory, są coraz bliżej.....co mam robić? Choć próbujemy uciec, nie da się. Biegnę ile sił w nogach. O nie, jestem już sama. Nie ma moich braci, a potwory nadal mnie gonią. Potykam się, upadam. Dogonili mnie, nade mną pochyla się wampir, a wilkołak mnie przytrzymuje. To już koniec....
-Ałć....-znowu spadła z łóżka. Cholera, co to był za sen?
-Siooostrzyczko!- do moich uszu doszło wołanie Izabeli, ale wolę na nią mówić Icia- to nie czas wylegiwać się na podłodze. Wstawaj, bo się spóźnimy do szkoły!
-Icia nie tak głośno, bo nas usłyszą. Idź obudź Maćka.- powiedziałam wstając z podłogi
Szkoła....ta jasne. Gdyby to naprawdę była tylko szkoła. Wzięłam swoje ubrania i poczłapałam do „łazienki". Chociaż tego nawet nie można tak nazwać, cały nasz dom to jakiś rozpiździel. Nasi rodzice, nie, w sumie to nasi opiekunowie prawni mają nas gdzieś. Pijacy jak ich mało. Trzymają nas tylko dlatego, że mają dzięki nam dotacje, a prokuratora nie sprawdzi jak jest naprawdę. Cóż, witamy w Polsce! Maciek i Icia nie są moim prawdziwym rodzeństwem, ale tak wypadło, że jesteśmy razem. Oni mają po 10 lat, a ja 15 lat.
Wyszłam po 5 minutach ubrana w moją ulubioną brązową, skórzana kurtkę odsłaniającą brzuch, niebieskie luźne spodnie i białe rękawiczki bez palców. Taaa, dziwnie się ubieram, ale to mój ulubiony komplet. (dop. tak jak na okładce xD). Byłam w trakcie splatania sobie warkocza, kiedy podeszła do mnie mała dziewczynka ubrana w fioletową, zwiewną sukienkę na ramiączkach. Była uczesana w dwa kucyki. W jej wyglądzie wyróżniały się platynowe włosy i duże czerwone oczy.
-Coś się stało Icia?
-Siostrzyczkoo......Ten kundel mi dokucza!- wskazała na chłopca stojącego niedaleko. On natomiast był szatynem z morskimi oczami. Był ubrany w pomarańczowy T-shirt, jeansowe szorty z szelkami, a do tego nosił zawsze japonki. Nie ważne czy wiosna, lato czy jesień, no może w zimę zmieniał buty....na adidasy.
-Maciek...co ty znowu jej zrobiłeś?- przewróciłam oczami, to nie był pierwszy raz
-Nic jej nie zrobiłem. To ta krwiopijczyni mnie przezywa!
-Nieprawda! To on zaczął!- odezwała się dziewczynka
-Wcale, że nie!
-A właśnie, że tak!
-Nie!
-Tak!
-Nie!
-Tak!
-Dzieci! Spokój! Już! Spóźnimy się przez wasze kłótnie!- Zgromiłam oboje morderczym wzrokiem. Oni natomiast zamilkli i posłali sobie nienawistne spojrzenia.- Pewnie Choli czeka na nas od godziny.- westchnęłam.
Wyszliśmy z naszego obskurnego pokoju i staraliśmy się jak najciszej uciec z tego domu. Wyszliśmy bez szwanku. Uff...tym razem się udało. Przed naszą klatką czekał na nas Choli. To nie jest dziewczyna jakby się mogło zdawać po jego przezwisku. Był to niski chłopak (no cóż 159 cm mówi samo za siebie) o kasztanowych włosach i piwnych oczach. Nosił w miarę zwykłe, trochę luźne ubrania. Czerwona bluza, czarny T-shirt z białym napisem „Całe życie z wariatami! Tak, to Polska!". Ciemne jeansy i zwykłe adidasy. Nosi też nieśmiertelnik z moimi danymi. Ja zaś noszę taki sam, ale z jego imieniem.
Podeszłam do niego, od razu rzuciła się w oczy nasza różnica we wzroście. Byłam od niego o 11 cm wyższa!.
-I co tam kurduplu? Jaka jest pogoda na dole, bo na górze jest całkiem słonecznie.
-Na dole mamy zaćmienie słońca, bo jakaś żyrafa stanęła i swoim cielskiem zasłoniła całe słońce.- ach, nasze docinki jak ja je lubię.
-Choli nie jesteśmy przypadkiem spóźnieni?- spojrzałam w tym samym czasie na zegarek.
-Chyba tak..., ale to nie moja wina! To wy się tak długo zbieraliście!
-Dlaczego nie mówisz?! Biegiem!- chwyciłam moje rodzeństwo i zaczęłam biec w stronę opuszczonego więzienia.
Po 15 minutach byliśmy pod główną bramą. Otworzyłam zardzewiałe wrota i pobiegliśmy do środka. Nacisnęłam guzik od windy. Po jej pojawieniu wskoczyliśmy od razu do środka. Zjechaliśmy na poziom -1 i t jak z torpedy wybiegliśmy z niej. O nie, sprawdzali już obecność..
-Dobrze a teraz sprawdzimy grupę 986. Trudi?
-Jestem!- odpowiedziałam natychmiastowo. No patrzcie niektórzy to mają szczęście! A co do imienia to mam na imię.......Gertruda, ale mówią na mnie Trudi.
-Choli?
-Jestem!
-Maciek!
-Jest!
-Icia?
-Obecna!
- A Feliks?
-Jestem!- odpowiedział i pomachał nam chłopak trochę wyższy ode mnie. Miał on białe krótkie włosy, złote oczy. A ubrany był w ciemnozieloną bluzę, biały T-shirt z czarnym napisem „Życie. Trudna lekcja....". To nasz przyjaciel „ze szkoły"
-Dobrze, wszyscy są, a teraz rozdamy misje dla poszczególnej grupy. Centaury mogę was prosić o rozdanie kartek?- zapytał mężczyzna z białymi włosami i czerwonymi pasemkami. Miał on włosy rozpuszczone do pasa. Ubrany był zaś w białą skórzaną kurtkę, czarne spodnie i glany. Zawsze nosił okulary z czarnymi szkłami
-Oczywiście szefie!- odpowiedziała peceuntarka, inaczej centaur ze skrzydłami.
Podeszliśmy do Feliksa.
-I jak ci życie mija?- zapytałam uśmiechając się
-Trudi codziennie się pytasz...
-I co z tego? Może rozwinęły się twoje elfickie zdolności?
-Niestety nie, nadal nie potrafię rozmawiać ze zwierzętami.- odpowiedział jakby obojętnie.
-Oj, oj tam. Nauczysz się.- klepnęłam go dość mocno w plecy.
-Siadamy?- zapytał Choli wskazując na ławki.
No tak, to miejsce, to przecież opuszczona więzienna stołówka.
Właśnie, a dlaczego nie jestem rzekomo w szkole? Bo tak by było za łatwo. Trudi oczywiście musiała wplątać się w jakąś tajną organizację! I to jeszcze nadludzką...... Tak dobrze słyszeliście. Ta organizacja nazywa się THE MOP. MOP skrót od Młodzieżowej Organizacji Potworopodobnych. Dlaczego potworopodobnych? Bo uczęszczają do niej pozostałości po potworach czy tam magicznych istotach. Na przykład wampiry nie są już długowieczne i nie potrzebują krwi, aby przeżyć. Jednak ona pobudza je i dodaje jeszcze więcej nadludzkiej siły (chociaż i tak mają jej sporo). A nasza grupa składa się z Feliksa- elfa, Choliego- psołaka, Maćka- wilkołaka, Ici- wampira i ze zwykłego człowieka. Tylka nasza grupa jest mieszana, jesteśmy najsłabsi. Inne potwory biją się o ranking, a my staramy się ujść przynajmniej z życiem na misjach. Maciek i Icia są najmłodszymi członkami i mają lekcje z innymi. Często uczą ich elfy, przez co nie brakuje im edukacji. Nadal nie wiem dlaczego tu jestem. Ja zwykła nastolatka..... No cóż, zobaczymy jak to się dalej potoczy.